2021-09-04
POŁĄCZYŁA ICH
ŚWIĘTOŚĆ
List biskupów polskich z okazji beatyfikacji
Kard. Stefana Wyszyńskiego i M. Elżbiety Róży
Czackiej
1. Effatha –
otwórz się
Usłyszeliśmy
przed chwilą ważne słowa: Effatha –
otwórz się oraz: Odwagi! Nie bójcie
się, Ja jestem. Żeby móc świadczyć o Bogu i pomagać innym, trzeba otworzyć
się na Bożą łaskę, która niezależnie od naszej kondycji fizycznej, życiowych
przeciwności, cierpienia i przykrych doświadczeń może przynieść w nas i przez
nas obfite owoce. Potrzebna też jest odwaga, dzięki której możemy pokonywać
nasze słabości i lęki naszej codzienności.
Za
tydzień będziemy przeżywać radosną uroczystość beatyfikacji kardynała Stefana
Wyszyńskiego, Prymasa Tysiąclecia oraz Matki Elżbiety Czackiej, niewidomej
założycielki Zgromadzenia Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża i Towarzystwa
Opieki nad Ociemniałymi w Laskach. Bóg mógł przez nich dokonać wielkich rzeczy,
bo otworzyli się na Jego łaskę i z odwagą podjęli swoje powołanie, służąc
innym.
2. Bóg prowadzi
różnymi drogami
Róża
Czacka, późniejsza Matka Elżbieta, urodziła się w Białej Cerkwi – dziś Ukraina
– 22 października 1876 r., w znanej arystokratycznej rodzinie. Jej stryj,
Włodzimierz, był kardynałem i bliskim współpracownikiem papieży. Róża otrzymała
staranne wychowanie i wykształcenie. W wieku 22 lat straciła wzrok. Jej
ślepota stała się wielką traumą dla rodziny, która nie umiała przyjąć jej
niepełnosprawności. Jak zaakceptować to, na co nie potrafili się zgodzić nawet
najbliżsi? Po trzech dniach modlitwy i rozmyślania Róża zrozumiała, że może
liczyć tylko na Boga, któremu ufała i na siebie. Na szczęście posłuchała rady
doktora Gepnera, który powiedział jej prawdę: Wzrok jest na zawsze stracony, ale zarazem wskazał jej drogę
mówiąc, że nikt do tej pory w Polsce nie zajął się niewidomymi. Zrozumiała, że
otrzymała wskazówkę na przyszłość. Postanowiła stworzyć instytucję,
w której niewidomi będą się kształcić i przygotowywać do samodzielnego
życia. Po latach napisała: Tak jak doktor
Gepner był moim wielkim dobroczyńcą, tak moim największym szczęściem jest to,
że zostałam niewidomą. Cóż by ze mnie było, gdyby nie to kalectwo? Jakie byłoby
moje życie, życie bez niego? Jej ślepota stała się skałą, na której Bóg
mógł wybudować piękny dom. Nadano mu nazwę: Dzieło
Lasek lub też Triuno – na cześć Trójcy Przenajświętszej. A dewizą tego Dzieła było: niewidomy człowiekiem użytecznym. Po raz
pierwszy w Polsce podjęto pracę z niewidomymi, a nie tylko dla
niewidomych. Matka Czacka chciała, aby przygotowujący się do samodzielnego
życia niewidomi zrozumieli, że mogą być szczęśliwi, mimo swojej ślepoty.
To
nowe, rewolucyjne odkrycie, które Matka Elżbieta zawdzięczała własnej
niesprawności, było elementarnie proste, bo odwoływało się do nauki Krzyża.
Zmagając się ze swoim kalectwem i pytając, jak własną biedę przekształcić w
źródło pomocy dla innych, żyjących w trudniejszej sytuacji, zrozumiała, że
cierpienie może stać się uprzywilejowanym miejscem spotkania z Bogiem i
dotarcia do prawdy, którą trudno dostrzec ludziom fizycznie sprawnym i
zaaferowanym problemami dnia codziennego. Z pełną jasnością widziała, że
najbardziej zbliżamy się do Boga, kiedy jesteśmy blisko człowieka, który cierpi
i jest w potrzebie. Podstawowe zadanie polega na tym, aby usłyszeć głos
ludzi, których zagłusza cierpienie i zgiełk świata, i stworzyć przestrzeń, w
której człowiek znajdzie spokój i miejsce do refleksji, a z czasem też drogę,
która prowadzi do Boga. I Laski stały się takim miejscem, gdzie oprócz
przygotowania dzieci i młodzieży do samodzielności, znaleźli miejsce
poszukujący Boga i sensu życia. Byli to ludzie z różnych środowisk społecznych
i politycznych. To dzięki Matce i ks. Korniłowiczowi – ojcu duchowemu
Dzieła – mogli się czuć w Laskach, jak w domu. Mogli tam zobaczyć, jak owocuje
Ewangelia wcielona w życie i jak wygląda współpraca niewidomych, sióstr,
świeckich i księży. Wcielona w życie Ewangelia przygotowuje miejsce, w którym
jest możliwe podejmowanie wspólnych zadań, przezwyciężanie niezdrowych ambicji
i nieporozumień.
Z
takim ewangelicznym Kościołem spotkał się w Laskach ksiądz Stefan Wyszyński
i z ogromnym przejęciem pisał o tym do Matki Czackiej: Uderzyło mnie to, że ludzie Matki mają ten
jakiś szczególny wzrok. Oni patrzą z pogodnym bohaterstwem. W takie
chrześcijaństwo ksiądz Wyszyński wpisał swoje kapłaństwo.
Przyszły
prymas urodził się 3 sierpnia 1901 roku w Zuzeli nad Bugiem, na pograniczu
Podlasia i Mazowsza. W kraju zniewolonym i prześladowanym, gdyż Polska była
jeszcze pod zaborami, małego Stefana – podobnie jak młodą Różę – rodzina
nauczyła miłości do Boga, Kościoła, Ojczyzny i Matki Najświętszej. Po
wstąpieniu do seminarium duchownego we Włocławku okazało się, że jest chory na
ciężkie zapalenie płuc. Choroba postępowała tak szybko, że zarówno on sam, jak
i jego przełożeni bali się, że nie dożyje do święceń kapłańskich. Stefan modlił
się do Matki Najświętszej, aby wyprosiła mu łaskę święceń i aby mógł odprawić
przynajmniej kilka Mszy Świętych. Cierpienie, którego doświadczył w czasie
seminarium, nauczyło go, jak sam powie, patrzeć z pokorą na drugiego człowieka.
W
czasie studiów seminaryjnych spotkał księdza Władysława Korniłowicza, o którym
powiedział, że wywarł on ogromny wpływ na całe jego życie duchowe i kapłańskie.
Ta znajomość, która podczas studiów na KUL-u przerodziła się w głęboką
przyjaźń, przetrwała aż do śmierci księdza Korniłowicza. Na ukształtowanie
osobowości i formacji społecznej księdza Wyszyńskiego duży wpływ mieli także
wybitni księża społecznicy: ks. Antoni Szymański – rektor KUL, O. Jacek Woroniecki
– wybitny tomista i pedagog oraz ks. Antoni Bogdański – naczelny kapelan
harcerstwa. Dlatego nauczanie społeczne Kościoła traktował jako ważną część
misji ewangelizacyjnej.
Święcenia kapłańskie otrzymał Wyszyński 3
sierpnia 1924 r. w katedrze włocławskiej. W czasie studiów w Lublinie
działał w Stowarzyszeniu Katolickiej Młodzieży Akademickiej „Odrodzenie”. W
marcu 1946 r. papież Pius XII mianował księdza Wyszyńskiego biskupem lubelskim,
a 12 listopada 1948 r. arcybiskupem gnieźnieńskim i warszawskim, Prymasem
Polski. 27 listopada 1952 r. został mianowany kardynałem. Niestety ówczesne
władze komunistyczne nie wyraziły zgody na jego wyjazd do Rzymu na konsystorz,
na którym miał odebrać kapelusz kardynalski. Mógł to uczynić dopiero 6 maja
1957 roku.
Pierwsze
spotkanie księdza Wyszyńskiego z matką Czacką miało miejsce w lipcu 1926 roku w
Laskach, gdzie przyjechał na zaproszenie księdza Korniłowicza. Zapoczątkowana
wtedy przyjaźń z Dziełem Niewidomych i jego założycielami przetrwała aż do
końca dni wielkiego Prymasa. Jego relacje z matką Czacką zacieśniły się
szczególnie w czasie okupacji. Po wybuchu wojny ksiądz Wyszyński musiał opuścić
Włocławek, gdyż był poszukiwany przez Gestapo. Ukrywał się najpierw u rodziny
we Wrociszewie, później w Żułowie i Kozłówce na Lubelszczyźnie. W czerwcu 1942
roku przyjechał do Lasek na miejsce księdza Jana Ziei, jako kapelan sióstr,
opiekun niewidomych, a także jako kapelan Armii Krajowej i duszpasterz
okolicznej ludności.
O
wielkim wpływie, jaki matka Czacka wywarła na jego życie, najlepiej świadczy
kazanie, które wygłosił w czasie jej pogrzebu, 19 maja 1961 r. w Laskach: W tej chwili moim obowiązkiem jest stanąć
przy tym obfitym źródle wody żywej i z pomocą nieudolnych słów pochwycić
przynajmniej odrobinę ożywczych wspomnień z bogatego życia Matki naszej, Matki
naszych serc (...), czerpaliśmy z bogatego ducha naszej Matki i duchowości
tego ubłogosławionego przez Boga miejsca.
Po
śmierci Matki ksiądz Prymas często wracał do grobów założycieli Dzieła. Przed
wyjazdem
do Rzymu na sesje soborowe, przed trudnymi rozmowami z ówczesną władzą
komunistyczną, niepostrzeżenie i bez zapowiadania się, chociaż na chwilę
przyjeżdżał do Lasek, aby tam się modlić. Co roku, z wyjątkiem uwięzienia czy
choroby, po wielkoczwartkowym Mandatum w archikatedrze, jechał do Lasek, by tam
razem z niewidomymi, siostrami i świeckimi pracownikami Dzieła trwać na
adoracji i napełniać się mocą płynącą z paschalnego krzyża światła i zwycięstwa
Chrystusowej miłości, aby potem mieć ją dla każdego.
Wiemy,
że o księdzu Prymasie napisano ostatnio wiele. Ukazały się jego przemówienia i
kazania, powstały nowe filmy i książki. Najczęściej teksty te mówią o nim jako
duszpasterzu, wielkim mężu stanu, patriocie, społeczniku, nawet polityku.
Często prymas ukazany jest jako człowiek walki z komunizmem. Ale to, co było
jego priorytetem, podobnie jak u Matki Czackiej, to troska i walka o człowieka,
o jego wolność, po to, by człowiek stworzony na obraz i podobieństwo Boże, mógł
jaśnieć pełnym blaskiem wolności, prawdy, miłości i przebaczenia. Dlatego tak bardzo troszczył się zarówno o
wolność jak i świętość Kościoła i o dobro wspólne Ojczyzny, rozumiane jako respektowanie praw
każdego Polaka i ułatwianie mu wykonywania obowiązków.
Szczególnie
ważny etap w jego życiowej misji rozpoczął się wraz z nominacją na arcybiskupa
metropolitę gnieźnieńskiego i warszawskiego oraz prymasa Polski, gdy wziął na
siebie odpowiedzialność za dwie archidiecezje i cały Kościół w Polsce. W konfrontacji
z totalitarnym systemem komunistycznym z jednej strony wzywał do włączenia się
Polaków w odbudowę zrujnowanego przez wojnę kraju, a z drugiej napominał
rządzących, by respektowali prawa człowieka. Odznaczał się cnotą męstwa, która
ujawniła się zwłaszcza wtedy, gdy – wobec nasilanych prześladowań Kościoła –
wypowiedział władzom komunistycznym zdecydowane: „Non possumus”. 25 września
1953 r., po kazaniu w kościele św. Anny został aresztowany. Nie załamał się. W
więzieniu powstały dwa największe dzieła: Jasnogórskie Śluby Narodu i Wielka
Nowenna przed Tysiącleciem Chrztu Polski.
Kiedy
przygotowujemy się do beatyfikacji warto postawić sobie pytanie – skąd czerpał
do tego siły? Najpełniej dają na nie odpowiedź jego więzienne zapiski.
Całkowicie zjednoczony z Bogiem, nieustannie z Niego czerpał, aby potem dawać
innym. Ten zwykły człowiek otwarty na potrzeby innych, był niezwykły swoją
wiarą, swoim zaufaniem Bogu i Matce Najświętszej. Był niezwykły swą miłością
przebaczającą każdemu, nawet tym, którzy go uwięzili. Mimo doznanych krzywd –
jak sam mówił – nie miał wrogów. Z jednej strony prymas bolał, że nie może
wypełniać swojej biskupiej posługi, nie może brać czynnego udziału w życiu
Kościoła i domagał się swoich praw, z drugiej zaś stwierdza, że przeżywa te
trzy lata, jako szczególny dar Boga, który przygotowuje go na późniejszą trudną
służbę Kościołowi i Polsce. Ta głęboka wiara w Opatrzność była źródłem jego
zaufania człowiekowi. Miał świadomość mocy Bożej w sobie. Mówił: Udzielasz jej nieustannie, gdy idziemy z
krzyżem, choć nieraz czujemy się tacy samotni. Ale, gdy zamknę oczy, gdy
wsłucham się w poruszenie duszy, czuję Ciebie (...). Wystarczy się zwrócić choć
na chwilę ku Tobie, by odnaleźć Ciebie w sobie.
3. Świętość nie
jest luksusem
Kiedy
przeglądamy katalog świętych Kościoła katolickiego, zauważamy, że są tam osoby
różnych stanów, powołań i zawodów: osoby świeckie, konsekrowane i księża.
Gdybyśmy mieli szukać wspólnego mianownika, to można powiedzieć, że potrafili
oni rozpoznać wolę Bożą i ją wypełniać w sytuacjach i w czasie, w jakim
przyszło im żyć. Tak też było w życiu m. Elżbiety Czackiej i ks. kardynała
Stefana Wyszyńskiego. Oboje dobrze wiedzieli, że Bóg bliski w cierpiącym
człowieku i sakramentach Kościoła, to dwa filary wiary, która pomaga rozpoznać
wyzwania, jakie niesie powołanie w konkretnym czasie i wydarzeniach.
Niewidoma, młoda dziewczyna i młody, chory kleryk. Do tego trudne czasy, w
jakich przyszło im żyć – odbudowywania niepodległej ojczyzny, później lata
okupacji i coraz bardziej agresywnego komunizmu. Można było się załamać i
zwątpić, ale dzięki temu, że potrafili zaufać Ewangelii, każde z nich na swoją
miarę umiało podejmować stojące przed nimi zadania, torować nowe drogi
i otwierać nowe perspektywy działania w Kościele w Polsce. Uczynili tyle
dobra, ponieważ całe życie oddali Bogu i na serio przyjęli słowa św. Pawła: Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia (Flp
4,13).
Każde
z nich tę swoją drogę do świętości zawierzyło Matce Najświętszej i chcieli
służyć Bogu i człowiekowi tak, jak Maryja. Matka Elżbieta złożyła swój akt
ofiarowania Matce Bożej 8 grudnia 1921 roku, mówiąc: Obieram Cię dzisiaj za moją Matkę, Opiekunkę… Zaś ksiądz Prymas,
uwięziony w Stoczku Warmińskim, 8 grudnia 1953 r. mówił: Tobie poświęcam ciało i duszę moją (...) wszystko, czym jestem i co
posiadam.
Bóg
złączył tych dwoje ludzi, tak przecież różnych i przez nich dokonał wielkich
rzeczy. Słowa księdza Prymasa: Soli Deo –
Samemu Bogu i Matki Elżbiety: Przez
krzyż do nieba, jakie nam zostawili, jakże są aktualne i dzisiaj. Pokazali
nam drogę. Innej szukać nie trzeba.
Poprzez
wyniesienie sług Bożych do chwały ołtarzy poznajemy ich na nowo w tajemnicy
świętych obcowania. Niech pomagają nam w odczytywaniu ich prorockich intuicji w
podejmowaniu aktualnych wyzwań duszpasterskich Kościoła Chrystusowego w Polsce.
Podpisali: Kardynałowie, Arcybiskupi i Biskupi
obecni na Sesji Rady Biskupów Diecezjalnych,
Jasna Góra-Częstochowa, 25 sierpnia 2021 r.